Początek...
Początek, jak każdy wie początki z reguły bywają trudne. Pytanie tylko czy naprawdę tak jest. Jestem w sumie tego zdania, że początek jak się zacznie to już leci, natomiast koniec bywa o wiele trudiejszy, czasami nawet ciągnie się latami. Właśnie za mną ciągnie się taka czarna aura. Zazdrość mnie przepełnia i po 10 latach nie chce jej tłumić. Zacznijmy więc od początku. Ja, imię dla mnie nie ma tu do znaczenia, żyję gdzieś tam może blisko Was, a może bardzo daleko też jest to mało ważną informacją. W najmowanym mieszkaniu brata, żyje ja, on i ono. Rodzina, z pozoru szczęśliwa, ale czy na pewno. 10 lat prawie razem, 9 lat wspólne cztery kąty, 3 i pół szczęśliwego rodzicielstwa. Codzienność jakich wiele. Zatrzymałam się w pewnym momencie i zastanawiam się nad moimi błędami. Nigdy błędem nie będzie zakochanie się czy urodzenie dziecka, nigdy. Bieg wydarzeń mojego życia i chęć wydawania na świat niewłaściwych decyzji spowodował, że moje marzenia straciły magię, wartość, życie, co czyni mnie nieszczęśliwą. O to niestety mogę winić tylko siebie. Wiadomo jest się człowiekiem młodym, praca, pieniądzę, wylot z gniazda, ale zbyt szybki powoduje niechciane konsekwecje, jak brak odłożenia pieniędzy na start, by coś postanowić np. kredyt na mieszkanie, własne cztery kąty, a nie najmowane, ślub itd. Uparcie wydarłam do przodu, praca zaraz najem i tak się zaczęło. Marzyłam o ślubie, dzisiaj jest mi to wszystko jedno, straciło to swoją moc i blask. Monotonność zagrała na swojim instrumencie i tak praca - dom - praca - dom. Wolne dni owszem wycieczki, odwiedziny tu i tam. I tak 4-5 lat wszystko gra. Lata idą myślę, ślubu nie widać, zaręczyn też, poczułam czas na dziecko. Myślałam, że będzie maluszek, facet weźmie się w garść i zapewni stabilizację i zacznie planować ślub. Przeliczyłam się - dziecko na świecie, a ja marzyłam o zaręczynach. Nie wytrzymalam i zaczęlam trajkotać, napominać. Wiem, że nie paliło mu się, ale w końcu jest udało się, oświadczyny ciach bajera. Przemilczałam wiele spraw, ale cieszyłyłam się, że w końcu coś poszło do przodu. Jednak na tym się zatrzymało i tak już 3 i pół roku. Dziś przepełnia mnie niewyobrażalna złość, którą gdzieś muszę rozładować.... o czym będę pisać dalej, zobaczymy...